Wiem, że krótko i właściwie o niczym konkretnym, ale ważne, że
COŚ jest.
I chyba nie jest takie najgorsze ;) I trochę wyszłam z wprawy.
Wybaczcie, ale dawno nie pisałam.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Z dedykacją dla mojej siostry Oli, bez której nie pojawiłby się dziś
rozdział. ;)
Z myślami błądzącymi gdzieś po odległych zakamarkach mojego
umysłu, nawet nie zauważyłam jak wpakowałam się do kolejnej kałuży. Od razu
poczułam, że teraz nie tylko buty, ale i skarpetki mam już mokre, więc z moich
ust wyrwało się poirytowane jęknięcie. Spojrzałam w dół na swoje botki, teraz
zanurzone do połowy w wodzie i krzywiąc się z niesmakiem, wygramoliłam się z
kałuży. W duchu przeklinałam londyńską pogodę. Szczerze jej nienawidziłam,
przede wszystkim przez jej nieprzewidywalność. Nigdy nie można było być pewnym,
co się zastanie za oknem kolejnego dnia. Naturalnie po dwóch latach mieszkania
tutaj powinnam się do tego przyzwyczaić, ale nie… deszcz, który ujrzałam za
szybą drugiego stycznia, zdecydowanie mnie zaskoczył i zepsuł humor od samego
rana.
By
nad sobą zapanować, wzięłam głęboki wdech i dopiero wtedy chwyciłam za wózek z
bagażami. Starałam się starannie manewrować nim między kałużami, ale na nic
były moje starania. Nie minęłam nawet minuta, a ja już wpakowałam się w
kolejną. I to na tyle wielką, że woda rozpryskała się na wszystkie strony, z
czego większość poleciała na mnie, a jakże by inaczej. Spojrzałam na swoje
przemoczone dżinsy i wściekła przeklnęłam głośno. Teraz już wszystko miałam
mokre. Buty, spodnie, kurtkę, a nawet włosy, z których - mimo, że skrytych pod
kapturem - ściekała woda.
Tommy
idący obok mnie spojrzał na mnie spod uniesionych brwi i pokręcił z dezaprobatą
głową.
-
Odbija ci już na poważnie? – zapytał kpiąco. Ku mojemu jeszcze większemu
niezadowoleniu dostrzegłam, że zręcznie omija wszystkie kałuże. Niestety mnie,
jak widać, moje nieskoordynowane ruchy na to nie pozwalały.
-
Nienawidzę tej pogody! – warknęłam rozjuszona i szybko ucięłam dyskusje.
Wiedziałam, że w tak burzowym nastroju lepiej nie zaczynać rozmów z Tomem. Nie
było wątpliwości, że skończyłoby się to jakąś kłótnią.
Na
szczęście mój humor diametralnie uległ poprawie, kiedy zdałam sobie sprawę, że
skąpana w kłębach pary, czerwona lokomotywa jest już na wyciągnięcie ręki. Dawno
nie cieszyłam się aż tak na ten widok. Nie mogłam się doczekać aż wsiądę do
ciepłego, a przede wszystkim suchego przedziału. Szybko więc oddałam bagaż
uśmiechniętemu bagażowemu (jakby było się z czego cieszyć w ten paskudny
dzień) i w towarzystwie brata ruszyłam do pociągu.
-
Tooooommy! – Dziewczęcy krzyk dobiegł nagle do moich uszu, a potem drogę
przeciął mi jakiś różowy płaszcz i plątanina jasnych włosów. Chwilę później w
pobliskiej kałuży wylądował fioletowy parasol w białe kropki, a na szyi mojego
brata zawisła blondwłosa niewiasta. Ich usta złączyły się w namiętnym
pocałunku, od którego zrobiło mi się nagle niedobrze. To zdecydowanie nie był
widok, który chciałam oglądać, a już zwłaszcza przed obiadem!
Wzniosłam oczy ku niebu i, by przerwać ten
pokaz czułości, z wymuszonym uśmiechem powiedziałam:
-
Cześć, Clarie!
Dziewczyna
w końcu oderwała się od Tommy’ego i spojrzała na mnie, jakbym co najmniej nagle
wyrosła spod ziemi. Jej usta, grubo pokryte błyszczącą pomadką, rozciągnęły się
w uśmiechu.
-
Suzie, kochanie! Nie zauważyłam cię! – zaszczebiotała, rzucając się w
moją stronę. Ścisnęła mnie tak mocno, że aż zabrakło mi tchu. Do moich nozdrzy
doszedł duszny zapach jakiś perfum, od których zakręciło mi się w głowie.
Modliłam się więc tylko, by natychmiast mnie puściła – Cudownie cię widzieć!
Przewróciłam
oczami i wyswobodziłam się z jej uścisku, jednocześnie przywołując na twarz
kolejny z wymuszonych uśmiechów. Nie byłam aż tak dobrą aktorką, by wydusić z
siebie, że i ją dobrze było widzieć. Zdecydowanie obeszłabym się bez oglądania
tych platynowych włosów i różowego płaszcza. A nawet mogłabym uznać to za
całkiem miły dzień. Ale to było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe, zwłaszcza,
że Clarie Wilson była – ku mojemu potwornemu nieszczęściu – jedną z moich
współlokatorek. Kolejnymi dwiema były: Holly McLaggen i Jennifer Thomas, które
wraz z Clarie tworzyły paczkę znaną w szkole jako „Blond klony”. Powodu tej
nazwy chyba nie trzeba było wyjaśniać, bo wystarczyło spojrzeć na którąkolwiek
z nich.
Choćby
taka Clarie. Jasne włosy sięgały jej do pasa i okalały może i ładną, ale skrytą pod grubą warstwą makijaż buzię.. Ubrana była oczywiście w różowy płaszcz i
krótką spódniczkę, a palce i nadgarstki miała obwieszoną biżuterią. I
mniej więcej tak samo wyglądały Holly i Jenny.
Lepszych
współlokatorek nie mogłam sobie wymarzyć.
Jako
że Clarie zaczęła świergotać Tommy’emu o cudownych świętach spędzonych w
Hiszpanii, postanowiłam czym prędzej się ulotnić. Szybko zeszłam z oczu
podekscytowanej współlokatorce i wpakowałam się do pociągu. Przyjemne ciepło od
razu rozeszło się po moim ciele. Zadowolona zrzuciłam mokry kaptur z głowy,
poprawiłam zsuwającą się z ramienia torbę i ruszyłam na poszukiwanie wolnego
przedziału.
Długo
nie musiałam szukać. Za trzecimi z otworzonych drzwi było pusto. Szybko wpakowałam
się do środka, rzuciłam torbę na siedzenie i zdjęłam przemoczony płaszcz, i już w lepszym humorze, usadowiłam się przy oknie.
Deszcz
na szczęście już tak nie padał, z nieba spadały tylko pojedyncze krople. Po
peronie kręciło się coraz więcej osób, w większość żegnających się z rodzinami,
bądź witających się z przyjaciółmi. Dostrzegłam nawet Tommy’ego. Chłopak próbował
zaciągnąć do pociągu Clarie, lecz ta nie zwracała na niego uwagi i wciąż coś opowiadała. Pokręciłam z
politowaniem głową na ten widok. Trudno mi było pojąć, co on widział w tej
dziewczynie. Clarie była infantylna, mało rozgarnięta i zachowywała się jak
typowa blondynka z kawałów. Dobra, Tommy był wkurzający i wredny, a do tego
bardzo często miałam ochotę palnąć go w ten głupi łeb, ale mimo to wciąż
pozostawał moim bratem i życzyłam mu, by znalazł jakąś dobrą dziewczynę, którą
pokocha i będzie z nią szczęśliwy.
Z drugiej strony wiedziałam, że Clarie jest dla niego jedynie zabawką i gdy tylko się mu znudzi, rzuci ją. Tyle, że potem to ja będę zmuszona słuchać zażaleń od zrozpaczonej po rozstaniu
współlokatorki. Byłam tego pewna.
Westchnęłam
na tę myśl i w końcu oderwałam wzrok od posiadaczki różowego płaszcza,
przebiegając wzrokiem po twarzach zgromadzonych na dworcu. Niektórzy z uczniów
wracających ze świątecznej przerwy powoli zaczęli wsiadać do pociągu, jednak
na peronie wciąż było sporo ludzi. W oczy rzuciła mi się choćby Lily Evans z
jej rudym warkoczem albo roześmiana Sophie Salander, biegnąca na spotkanie z
chłopakiem.
Mą
uwagę na dłużej przykuła jednak inna postać. Mała dziewczynka w czerwonym
płaszczyku i granatowych kaloszach wskakiwała do każdej napotkanej kałuży,
rozchlapując przy tym wodę dookoła. Zmrużyłam oczy, by przyjrzeć się jej
uważnie, kiedy nagle przystanęła, odwróciła się pośpiesznie i rzuciła na szyję
osobnikowi idącemu za nią. Uśmiechnęłam się pod nosem na widok chłopaka, który
śmiejąc się, przytulił dziecko do siebie.
Lupinowie.
Przez
chwilę obserwowałam jak stali tak przytuleni, dopóki Lizzie nie puściła swojego
brata. Pobiegła gdzieś, a jej mała postać natychmiast zniknęła mi z oczu,
skorzystałam więc z okazji i przyjrzałam się jej bratu.
Widziałam,
jak kręci ze śmiechem głową, a potem odwraca się do stojącej za nim kobiety.
Była drobna i szczupła, niewiele wyższa ode mnie. Gęste, jasnobrązowe włosy
miała związane w luźnego koczka. Z dzielącej nas odległości nie widziałam
dobrze jej twarzy, ale przypuszczałam, że to jego mama.
Przez
chwilę coś do niego mówiła, by następnie przytulić go do siebie mocno. Było to
tak strasznie urocze, że nie mogłam powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na
usta. Zwłaszcza, że Remus zdążył już przerosnąć matkę. Sięgała mu zaledwie
do ramienia.
Oderwali
się od siebie w chwili, gdy wróciła Lizzie. Ale nie sama.
Zachichotałam
cicho dostrzegając, że dziewczynka siedzi na ramionach Syriusza Blacka. Koło
niego, opowiadając coś i gestykulując przy tym zawzięcie, szedł James Potter.
Przez chwilę cała piątka śmiała się z czegoś, a następnie chłopcy wyściskali Elizabeth,
pożegnali się z mamą Remusa i ruszyli w stronę pociągu.
Odwracając
wzrok od tego, co się działo za oknem, oparłam czoło o zimną szybę. Przyjemnie
było obserwować Lupina z jego rodziną i przyjaciółmi. Widać było, że bardzo są
ze sobą związani i wiele dla siebie znaczą. Dobrze było mieć przy sobie
bliskich, którzy stoją za tobą murem.
Uśmiechnęłam
się smutno i zakreśliłam palcem kółko na szybie.
W
chwilach takich jak ta żałowałam, że moja przyjaciółka jest wiele kilometrów
stąd, we Francji. Tęskniłam za Isabellą i nic nie mogłam na to poradzić.
Brakowało mi jej uśmiechu, żartów i błyszczących zielonych oczu, w których
czaiły się figlarne iskierki, za każdym razem gdy wpadał jej do głowy kolejny z
genialnych pomysłów. Chciałam znów słyszeć o psikusach jej młodszego rodzeństwa
czy głupich żartach jej ojca, a przede wszystkim pragnęłam mieć ją przy sobie,
żeby po prostu „była”.
Westchnęłam
głośno i pod wpływem impulsu otwarłam leżącą obok torbę. Chwilę w niej
grzebałam, aż w końcu wyciągnęłam kartkę i długopis. Przez moment wpatrywałam się w pustą stronę,
by po chwili napisać u samej góry dwa słowa: Kochana Isabello!
Kiedy
w końcu Express zatrzymał się na torach stacji Hogsmeade, było już ciemno. Deszcz
od dawna stanowił tylko wspomnienie, ale za to zapowiadało się na to, że mrozy
nas tak szybko nie opuszczą. W momencie gdy wysiadłam z pociągu, przeszył mnie
tak lodowaty wiatr, że na całym moim ciele pojawiła się gęsia skórka i
poczułam dreszcze.
Otuliłam
się szczelniej szalikiem i zgrzytając zębami, ruszyłam w kierunku powozów,
które dowoziły nas do Hogwartu. Zawsze mnie one intrygowały, a konkretniej to
co je ciągnęło. Według „Dziejów Hogwartu” były to testrale, bardzo rzadkie,
magiczne stworzenia, które są w stanie zobaczyć tylko ci, którzy widzieli czyjąś
śmierć. Także mimo, że mnie ciekawiły, wolałabym się obejść bez ich oglądania.
Szybkim
krokiem podeszłam do najbliższego z dyliżansów, a kiedy spostrzegłam kto tam
siedzi, uśmiechnęłam się radośnie, nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście. Frank Logbottom i Alice Fortescue. Znałam ich dobrze i bardzo lubiłam, a w Hogwarcie byli mi najbliższymi osobami. Moimi
przyjaciółmi. Ale w końcu nie sposób ich było nie lubić, zwłaszcza Franka,
który wiecznie tryskał dobrym humorem i zarażał nim wszystkich dookoła. Alice
była od niego dużo bardziej zrównoważona i spokojniejsza, ale na jej twarzy
wciąż gościł uśmiech, którego po prostu nie dało się nie odwzajemnić.
-
Można się dosiąść? – zapytałam, tym samym przerywając im rozmowę. Odwrócili się
w moją stronę, a ich twarze rozjaśniły uśmiechy.
-
Suzie! – Alice poderwała się z miejsca, a jej jasne włosy zafalowały za nią
niczym kurtyna. - Stęskniłam się za tobą! Wsiadaj! – Uściskała mnie przyjaźnie,
a potem wzięła swoją torbę z siedzenia, robiąc mi tym samym miejsce. A Frank?
Ukłonił się szarmancko i błysnął w moją stronę śnieżnobiałym uśmiechem.
-
To będzie dla mnie zaszczyt podróżować z tak uroczą dziewoją – powiedział, na
co ja od razu zachichotałam i odkłoniłam się grzecznie, podchwycając grę.
-
I dla mnie również będzie to wielka przyjemność, przebywać w tak uroczym
towarzystwie, mój dostojny towarzyszu. – Odwzajemniłam uśmiech i zatrzepotałam
dla zabawy rzęsami, kątem oka dostrzegając, że Alice przewraca oczami. To były
takie nasze wygłupy, które czasem denerwowały pannę Fortescue. Nie to, żeby jej
się to nie podobało, wręcz przeciwnie, czasem brała udział w tych naszych błazenadach
i zaśmiewaliśmy się z tego do łez, ale my z Frankiem byliśmy w stanie ciągnąć
to godzinami.
-
Widzę, że moja uroda cię oczarowała jaśnie pani, lecz racz mi wybaczyć,
albowiem jestem już zajęty. Należę bowiem do tej niewiasty tuż obok. – Wskazał
dłonią na siedzącą obok Alice, a ja dla większego dramatyzmu położyłam ręce na
piersi.
-
Franku, łamiesz me serce na tysiąc kawałków, zaiste ma dusza kona w strasznych
męczarniach, które nie mogą się równać z odmętami piekieł – odrzekłam z
udawaną rozpaczą, a Logbottom wciągnął rękę w moją stronę i ujął moją dłoń w
swoje.
-
Och moja słodka Suzie, wiem że przez mój wybór twe serce będzie krwawić dzień i
noc, i nie zaznasz ani jednego dnia spokoju, ale może kiedyś pojawi się rycerz
na białym koniu, który poskleja twe złamane serce.
Alice
pokręciła głową z niedowierzeniem, a jej wzrok mówił, że ma nas dość.
- Z kim ja się zadaje? – mruknęła,
wzdychając cierpiętniczo.
Wybuchnęliśmy z Frankiem śmiechem, od
którego, miałam wrażenie zatrząsnął się powóz, a Fortescue natychmiast do nas
dołączyła. I tak podróż do Hogwartu minęła nam na wygłupach, przerywanych atakami
spazmatycznego śmiechu. Byłam tak pochłonięta rozmowami z przyjaciółmi, że nawet
zapomniałam o parszywym humorze, który nękał mnie od samego rana. A kiedy w
końcu dotarliśmy pod bramy Hogwartu, poczułam się jeszcze lepiej, bo od środka
zostałam wypełniona jakimś niezidentyfikowanym szczęściem i poczuciem
bezpieczeństwa. Cieszyłam się na powrót do tego potężnego zamczyska. Nie
potrafiłam tego wyjaśnić, ale czułam, że ten semestr będzie niezwykły.
---------------------------
Od
autorki:
Obiecałam
rozdział przed końcem wakacji… mamy pierwszy września i notka się pojawia ^^
Choć szczerze, to długo się wahałam przed wstawieniem jej, głównie dlatego, że…
nic więcej nie mam! Znaczy mam sporo napisanych pojedynczych scenek, ale
większość z nich wybiega daleko w przyszłość historii mojej Suzie Abrams. Ale
jak obiecałam, to słowa dotrzymuje!
Choć
właściwie nie wiem czy ktoś tu jeszcze zajrzy :P Pojawiam się i znikam jak
bumerang. Nie wiem kiedy pojawi się tu coś więcej, zwłaszcza, że zaczyna się
rok szkolny, w moim przypadku to jest maturalna klasa i nie będzie łatwo, ale
postaram się. Mało pisałam przez wakacje, aż do tego tygodnia… i już
zapomniałam jak wiele mi to sprawia radości ;) Trochę wyszłam z wprawy, ale mam
nadzieje, że szybko znów się wkręcę (za wszystkie błędy przepraszam i jeśli coś
wyszukacie to piszcie, na pewno poprawie ;)).
W
każdym razie mam nadzieje, że ktoś tu jeszcze jest i nie ma mnie jeszcze dość.
Ja
wciąż o was pamiętam.
Pozdrawiam
ciepło ;*
Izulkowa
PS.
WAŻNE!!! ZNOWU mnie trochę nie było, a świat fanficków Potterowskich trochę się
wykruszył (nad czym piekielnie ubolewam ;/) i teraz nie wiem kogo mam
informować o ewentualnych nowych notkach. Proszę więc by WSZYSCY, który dalej
chcą być powiadamiani wpisali się do subskrypcji (choćby jeszcze raz).
Poprzednich zgłoszeń nie będę brać pod uwagę.
PS2.
DALEJ SZUKAM BETY! :P
PS3.
Oglądaliście wczoraj HP i Księcia Półkrwi na TVNie? Oczywiście jako totalna
Potteromaniaczka (moja siostra wiecznie mi powtarza, że jestem pierdolnięta na
tym punkcie :D) oglądałam wszystkie części w wakacje. Czy was też tak jak mnie
wkurzają te dwudziestominutowe reklamy? Grr… przez to przysnęło mi się na
końcówce i przeoczyłam śmierć Dumbla i całą końcówkę. Jestem zła :D Haha. ( To
tylko takie moje nic nie znaczące wywody :D ) Buziaki :*
PS4.
Końcowa rozmowa między Suzie i Frankiem nie powstałaby bez mojej młodszej
siostry, która poddała mi pomysł i pomogła wymyśleć dialogi. Bez niej z
pewnością nie pojawiłby się dziś ten rozdział, więc: wielkie dzięki Olka! ;)
Ja tu zajrzałam ^^
OdpowiedzUsuńGłupio mi tak podkładać się na betę, bo nie uważam się za pisarskiego geniusza, ale znasz mnie, wiesz, jak piszę (nie wiem, może nawet pamiętasz mój czepliwy styl komentowania), więc jeżeli chciałabyś, to napisz do mnie maila (ewa.be95@gmail.com)
Matko, to brzmi jak potworna autoreklama, brr. Mam nadzieję, że się do mnie nie zniechęcisz.
W ogóle, to strasznie się cieszę, że wróciłaś jeszcze z jednego, nie pisaninowego powodu. Robisz śliczne szablony, no tak mi się, kurczaki podobają, że nie wiem i zastanawiałam się, czy mogłabym Cię wykorzystać... Sama nie radzę sobie całkiem z uporządkowaniem blogspota tak, żeby wyglądało to idealnie. A ja lubię mieć idealnie.
A teraz idę czytać ^^
(Harry'ego też oglądałam, a jakże. "Mój tata uważa, że eliksiry to bzdury. Jedyny, jaki uznaje, to jeden głębszy na koniec dnia" <3)
Znikasz się i pojawiasz, to racja. Szkoda tylko, że znikasz na tak długo, zostawiając czytelnika z tak niewielką próbką przygód Suzie. Piszesz bardzo lekko, tak młodzieżowo i to fajnie się czyta. Trochę potknięć jest, tak jakbyś dodawała to w pośpiechu, nie sprawdzając za bardzo.
A jedno, co mi się nie podobało to to, że tak naprawdę niewiele się w tym rozdziale wydarzyło. Ładne spostrzeżenia dotyczące Remusa, bliskości rodziny i przyjaciół, wątek tęsknoty za kimś takim dla samej Suzie, ale można by w to wpleść więcej akcji. A tu właściwie jeden przejazd, wsiadła do powozu... i koniec. I ja się zastanawiam, o czym to właściwie było.
Dobrze Cię rozumiem, też mam mnóstwo wątków wprzód zaplanowanych w najmniejszym szczególe... dalszych wątków. Ale tu odnoszę takie wrażenie - być może mylne - że lecisz do nich na złamanie karku, zapychając dziury wątkowe takimi właśnie rozdziałami. Nie znam Twojego zamysłu autorskiego, poznam w trakcie czytania, jednak mam po pierwsze niedosyt, o którym już mówiłam, a po drugie - nieodparte wrażenie, że ten rozdział nic nie wniesie do dalszej fabuły. Lata rzeźbienia i walki z własnym, niewprawnym piórem nauczyły mnie, że żadne zdanie nie może być bez znaczenia. Uważaj na to! Szkoda by było zepsuć to opowiadanie, bo naprawdę je lubię. Twoje postacie mają w sobie takie coś, że postrzega się ich jak żyjące osoby.
Teraz mam parę uwag takich stricte technicznych. Nie wiem, jak dobrze mnie pamiętasz, więc na wszelki wypadek ubezpieczę się. Wszystkie zdania, które w jakiś sposób przetwarzałam, nie miały na celu "zmienianie Twojego konceptu" (ktoś mi kiedyś coś takiego zarzucił). Zmieniam je, żeby moja krytyka była krytyką, a nie pustym czepianiem się. Podaję przykładowe zdania, żebyś mogła zrozumieć mój sposób myślenia. Nie chcę zmieniać Twojego opowiadania, bo - cóż - jest Twoje. Nie umiem jednak chwalić, pomijając milczeniem to, co nie wydało mi się w porządku. Nie uważam się też za alfę i omegę w kwestii pisania, wskazuję tylko te błędy, które znam z autopsji. Też je popełniałam i ktoś mi je wskazał, i pomógł naprawić. Nie miej mi więc za złe.
Nawet nie wiesz jaką radość sprawiłaś mi tym komentarzem ;) Po prostu siedziałam i gapiłam się w ekran z uśmiechem na ustach - siostra znowu stwierdziła, że jestem wariatką, ale co mi tam :D - nie sądziłam, że ktoś tak szybko tu wpadnie i skomentuje. I to jeszcze tak skomentuje ;) Oczywiście, że dobrze pamiętam, jak to ładnie określiłaś, twój "czepliwy styl komentowania". Pozytywne komentarze sprawiają radość, ale konstruktywna krytyka chyba jeszcze większą, bo motywuje to do dalszej pracy nad sobą ;) Więc pisz tak dalej i niczym się nie przejmuj. Mnie nie zniechęciłaś i na pewno szybko się do ciebie odezwę w kwestii betowania. (Zanim się rozmyślisz ;P) Osobiście nie uważam się za jakiegoś geniusza w kwestii robienia szablonów, ale zabawa z grafiką sprawia mi wielką przyjemność i ciągle staram się ją jakoś udoskonalać. Co prawda moje znajomości htmlu są dość nikłe (a raczej wcale ich nie ma :P), ale już trochę bawię się na blogspocie i co nieco wiem. Chętnie więc pomogę i możesz mnie sobie wykorzystywać ile chcesz (zwłaszcza, że twoje komentarze wytykające moje głupie błędy wiele dla mnie znaczą i liczę na więcej :P)
UsuńDobra, więc może teraz już przejdę do meritum, czyli twojego komentarza dotyczącego mojej notki. Oj tak, jedną z moich większych wad jest to, że pojawiam się i znikam jak bumerang. Historia Suzie Abrams, mimo, że niedopracowana i w totalnej rozsypce, jest ze mną od wielu lat i wiele dla mnie znaczy, więc pewnie nie spocznę póki jej nie skończę. Miała już tyle wersji, że nie jestem w stanie ich zliczyć, jednakże tą planuje doprowadzić do końca. Czy się uda, czas pokaże, jednakże póki co nie zamierzam was opuszczać. Całe wakacje nie napisałam prawie nic, a w tym tygodniu dostałam jakiejś nowej energii do tej historii. Nie mam pojęcia z czym to się wiąże, może z licznymi fanfickami które ostatnio przeczytałam, ale cieszę się, że wróciłam do tego bloga. Co prawda niezbyt dobry czas sobie wybrałam na powrót, jutro zaczynam klasę maturalną, ale jakoś to będzie... mam nadzieję ;)
I jak to ja, znowu odbiegam od tematu :P
Szczerze to ja sama nie byłam pewna o czym właściwie powinien być ten rozdział. Pierwszą część (do momentu pisania listu do Isabelli) miałam napisaną już w czerwcu i w tym momencie dostałam zawieszenia i brakło mi pomysłów. Druga część, z Frankiem i Alice, wpadłam mi do głowy spontanicznie parę dni temu i stwierdziłam, że skończę jak skończę. Powrót do Hogwartu, nowy etap, niech już będzie. I w sumie odniosłaś dobre wrażenie, ten rozdział powstał właśnie jako taka zapchaj-dziura. Czy wniesie coś do dalszej fabuły, szczerze to w tym momencie nie mam pojęcia. Chyba okaże się to z pisaniem kolejnych rozdziałów. W każdym razie dziękuje za wszystkie uwagi, wiele one dla mnie znaczą. Dobrze, ze nie umiesz tylko chwalić i podejmujesz się także pisania krytyki. Konstruktywnej krytyki, a nie pustego czepiania się. Ktoś kiedyś wytknął błędy tobie i dzięki temu mogłaś się rozwinąć, udoskonalić, teraz ty wytykasz je mnie i miejmy nadzieję, że i ja ruszę z miejsca, a ta historia będzie coraz lepsza. Dziękuje ci bardzo ;*
Gdybym miała się rozmyślić, to bym Ci tego nie proponowała :P
UsuńOjej, ale fajnie, będę miała śliczny szablon ^^
Doskonale Cię rozumiem, bo moja Łapa podobnie wracała i znikała, ale ciągle gdzieś we mnie siedzi i chcę ją skończyć. Mam nadzieję,że tym razem.
Co do klasy maturalnej, spójrz na to tak - potem będziesz miała najdłuższe wakacje w życiu i będziesz mogła pisać, ile wlezie ^^
I nie dziękuj mi. Jeszcze będziesz miała mnie dość.
Patrzę w komentarz Megalomanki i śmieję się pod nosem, bo zostałam Helą xD
"Naturalnie po dwóch latach mieszkania tutaj, powinnam się do tego przyzwyczaić, ale nie…" - wydaje mi się, że ten przecinek po "tutaj" jest zbędny.
OdpowiedzUsuń"Niestety mnie jak widać, moje nieskoordynowane ruchy na to nie pozwalały. " - Tu z kolei wrzuciłabym przecinek przed "jak", bo "jak widać" wydaje się być tu wtrąceniem.
"Wiedziałam, że w tak burzowym nastroju, lepiej nie zaczynać rozmów z Tomem." - Tu też, moim zdaniem oczywiście, jest o jeden przecinek za dużo. O ten przed "lepiej".
"...(jakby było się z czego cieszyć, w ten paskudny dzień)..." - Też bym powiedziała, że przecinek niepotrzebny.
"Wzniosłam oczy ku niebu i by przerwać ten pokaz czułości, z wymuszonym uśmiechem powiedziałam:
- Cześć Clarie!" - Tu powinien być jak na moje przecinek przed "by", ale głowy nie dam. Natomiast na pewno powinien być przecinek po "cześć". Przecinki przed imionami stawia się zawsze. Nie podyktuję Ci dokładnej reguły, ale tak jest.
"- Suzie, kochanie! Nie zauważyłam cię! – Zaszczebiotała słodko(...)." Po pierwsze, "szczebiot" jest jakąś pochodną od "mówienia" i reszty tej, że tak powiem gębowej sprawy, więc powinno być z małej litery. Po drugie, sama nie wiem, czy to "słodko" jest tu konieczne. Szczebiot sam wskazuje na to, że Clarie jest słodziutka, urocza i lepka jak wata cukrowa. Dlatego też robi się z tej słodyczy słodycz przesłodzona, jeśli wiesz, co mam na myśli :)
"Przewróciłam oczami i wyswobodziłam się z jej uścisku, jednocześnie przywołując na twarzy kolejny z wymuszonych uśmiechów." - A nie na twarz?
"Zdecydowanie obeszłabym się, bez oglądania tych platynowych włosów i różowego płaszcza." - Według mnie przecinek przed "bez" jest niepotrzebny, niepotrzebnie tnie tekst. Moja polonistka mówiła, że przecinki są jak oddech w pływaniu. Pływaczka ze mnie raczej kiepska, ale zasada, że co za dużo, to niezdrowo, jest dość uniwersalna :)
"Jasne włosy sięgały jej do pasa i okalały, może i ładną buzie, ale skrytą pod grubą warstwą makijażu." - Trochę zamieszało się w tym zdaniu. Nie lepiej byłoby tak: "Jasne włosy sięgały jej do pasa i okalały może ładną, ale skrytą pod grubą warstwą makijaż buzię. Z ę na końcu.
"...a palce, nadgarstki i szyje miała obwieszoną biżuterią." - Nie naśmiewam się, żebyś tak nie pomyślała. Ale jak się to czyta, to fajnie wygląda. Nasuwa się pytanie: ile miała tych szyj? xD
"... a następnie już w lepszym humorze usadowiłam się przy oknie." - To tylko taka luźna uwaga, ale zrobiłabym z tego "już w lepszym humorze" wtrącenie i oddzieliła je przecinkami.
"Dostrzegłam nawet Tommy’ego, który próbował zaciągnąć do pociągu, wciąż żywo coś opowiadającą Clarie." - To też takie trochę, jak na moje, niezbyt zgrabne zdanie. Trochę się nie klei. Nie wiem, może spróbowałabyś jakoś w stylu "Dostrzegłam nawet Tommy'ego, który próbował zaciągnąć do pociągu Clarie, ciągle żywo opowiadającą".
" Trudno mi było pojąć co on widział w tej dziewczynie." - Wrzuciłabym przecinek, przed "co".
OdpowiedzUsuń"... i życzyłam mu by znalazł jakąś dobrą dziewczynę, którą pokocha i będzie z nią szczęśliwy." - Przecinek przed "by".
"Z drugiej strony wiedziałam, że Clarie jest tylko dla niego zabawką i jak tylko się nią znudzi, to ją rzuci (przewidywałam, że nie potrwa to dłużej niż tydzień)." - Tu trochę padła składnia w pierwszej części zdania, a potem w ogóle się zrobił galimatias. Nie uważasz, że lepiej by było jakoś w tym stylu: "Z drugiej strony wiedziałam, że Clarie jest dla niego jedynie zabawką i gdy tylko się mu znudzi, rzuci ją."
"Niektórzy z uczniów wracających ze świątecznej przerwy, powoli zaczęli wsiadać do pociągu, jednak na peronie wciąż było sporo ludzi." - Tu też niepotrzebny ten pierwszy przecinek, według mnie.
"...albo roześmiana Sophie Salander biegnąca na spotkanie z chłopakiem." - Tu z kolei przecinek byłby mile widziany przed "biegnąca".
"...odwróciła się naprędce i rzuciła na szyję osobnikowi idącemu za nią. " - Głowy ani ręki nie dam, ale nie wiem, czy da się naprędce odwracać x)
"Widziałam jak kręci ze śmiechem głową, a potem odwraca się do stojącej za nim kobiety." - Wrzuciłabym przecinek przed "jak".
"Zwłaszcza, że Remus zapewne już dawno przerósł matkę. Sięgała mu zaledwie do ramienia. " - Skoro sięgała mu do ramienia i to widać, to nie "zapewne", a na pewno, czyli można to wyrzucić :)
"Oderwali się od siebie w chwili kiedy wróciła Lizzie." - Zamieniłabym "kiedy" na "gdy", ale to akurat tylko luźna sugestia. Natomiast na pewno powinien być przed tym przecinek.
"Odwracając wzrok od tego co się dzieje za oknem, oparłam czoło o zimną szybę." - Po pierwsze, skoro cały czas narracja jest w czasie przeszłym, to powinno być "co się DZIAŁO". Po drugie, powinien być jak na moje jeszcze jeden przecinek przed "co". Uroki zdań wielokrotnie złożonych ;)
"W chwilach takich jak ta żałowałam, że moja przyjaciółka jest wiele kilometrów stąd we Francji." - Przecinek przed "we", bo to jest takie dopełnienie. Nie ma jej tu, a tak przy okazji, jest we Francji. Rozumiesz, o co mi chodzi?
"Westchnęłam głośno i w przypływie impulsu otwarłam leżącą obok torbę." - Znam konstrukcję "pod wpływem impulsu", ale nie jestem pewna, czy może być "w przypływie", tak szczerze :)
"Deszcz od dawna stanowił tylko wspomnieniem,..." - "Wspomnienia" chyba powinno być ^^
"W momencie gdy wysiadłam z pociągu, przeszył mnie tak lodowaty wiatr, że na całym moim ciele pojawiła się gęsia skórka i dreszcze." - Medyk ze mnie żaden, ale dreszcze - i owszem - wstrząsają ciałem, ale raczej ich nie widać, tylko czuć. Tak sądzę.
"Znałam im bardzo dobrze i uwielbiałam, a w Hogwarcie byli mi najbliższymi osobami." - Trochę Ci się odmiana pomyliła, ale to zdanie też tak, w mojej opinii, lekko kuleje. "Znałam ICH". A co do przekształcenia, to ja bym zrobiła tak: "Znałam ich dobrze i bardzo lubiłam ("uwielbienie" to dość duże słowo)...". Ale to moja propozycja, taki tylko przykład, żeby pokazać Ci, o co mi chodzi.
"Należę bowiem, do tej niewiasty tuż obok." - Niepotrzebny przecinek, jak na moje.
"...które nie mogą się równać z odmętami piekieł. – odrzekłam z udawaną rozpaczą,..." - A po co tu ta kropka? ^^
Ode mnie to tyle, mam nadzieję, że tym razem nie znikniesz na tak długo, a przynajmniej, że będzie z Tobą jakiś kontakt. Mailowy, czy coś.
Pozdrawiam
[pioremnawietrze][sladamilapy]
Jeszcze raz dziękuje, za wszystkie uwagi i poprawki. Przecinki to nie jest moja mocna strona i wiem o tym bardzo dobrze ;) Wspominały mi o tym również moja polonistka z gimnazjum i dwie bety z którymi kiedyś współpracowałam ;P Kiedy sprawdzam raz, drugi, trzeci raz rozdział wydaje mi się wszystko dobrze, a kiedy teraz tak patrzę, na to co mi wytknęłaś, to aż mi głupio, że tego wcześniej nie zauważyłam. Ale w końcu powszechnie wiadomo, że najtrudniej wyłapać błędy we własnym tekstach. W każdym razie wszystko poprawiłam i mam nadzieję, że jest choć trochę lepiej. ;)
UsuńPozdrawiam serdecznie ;*
Widzę, że Hela (jak to kiedyś zwykłam sobie na własne potrzeby zdrabniać pseudonim mojej przedmówczyni) ^^ daje czadu :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że w końcu się tu coś pojawiło :) Pochwalę się nawet - zauważyłam nowy rozdział jeszcze zanim zostawiłaś u mnie powiadomienie, jednak wolałam pojawić się tu jeszcze raz, gdy będę dysponować już większą ilością czasu. I jestem.
No w końcu! Naprawdę cieszę się, że znów jesteś, bo już prawie zapomniałam, jak zdążyłam polubić Twojego Remusa jeszcze za kadencji Onetu. Nie mogę się doczekać, aż dasz mu tutaj rozwinąć skrzydła. Och, i wiesz co? Doskonale jestem sobie w stanie wyobrazić Łapę niosącego małą Lupin (w ogóle: siostra Remusa - aaawwwww xD) na barana. Kurde, nie wiem czemu, ale żyję w przekonaniu, że ten facet miał wspaniałe podejście do dzieci. No taka Tonks dla przykładu - jestem pewna, że nie raz ją niańczył! I to z obustronnym zadowoleniem, o! Co jak co, ale rękę do dzieci to Syriusz miał, ja Wam to mówię.
Co do transmisji HP - zapomniałam o tym, że w ogóle są. TV oglądam tylko, gdy jest akurat jakiś interesujący mnie mecz. A ostatnio dłuższy czas przy tym pudle siedziałam tylko w trakcie IO. Ponadto, no nie lubię tych filmów :| Od ekranizacji KF tak na dobrą sprawę zaczęła się moja przygoda z Potterem, ale gdy tylko dorwałam się do książek, nie dały one żadnych szans filmom. Wydają mi się one takie... ubogie w porównaniu z tym, co słowem serwuje nam Rowling.
Ale dzięki temu, że wczoraj widziałam kątem oka dosłownie parę sekund z KP, będąc u znajomej, uświadomiłam sobie, że to najwyższy czas, by w końcu odświeżyć sobie kanon - widziałam akurat moment, w którym Luna znajduje Harry'ego w pociągu. Po jakichś dwóch godzinach od zobaczenia tego, coś mi zaczęło świtać, że w książce to chyba jednak była Tonks?
Nieważne.
Jak zwykle gdzieś tam otaczam najważniejszy temat, nie skupiając się na nim. Na maturze będzie 0% za rozwinięcie, ale ciiiii...
Dobrze, że ten rozdział tak wygląda. Że nie jest naszpikowany nie wiadomo jaką akcją. Musisz mieć czas, na powrót, na wdrożenie się, podobnie jak czytelnicy muszą sobie wszystko przypomnieć i od nowa wkręcić. Mamy już za sobą taką swoistą rozgrzewkę. Na wyrywanie z butów nadejdzie czas od przyszłego rozdziału, jestem pewna, że Ci się uda i czekam z niecierpliwością :)
Błagam, tylko teraz nas nie zostawiaj, babo.
Dużo weny i czasu na odpowiednie spożytkowanie jej życzę!
A teraz lecę do Heli ^^
Ja po prostu kocham was wszystkich :* Takie komentarze, to naprawdę coś dla czego warto dalej pisać tę historię ;) I powiem ci, że ja też się cieszę, że w końcu coś się pojawiło. Tęskniłam za tym blogiem, tą historią i nade wszystko nad wami wszystkimi, moimi czytelnikami ;)
UsuńMnie również Syriusz zawsze wydawał się idealnym opiekunem dla małych dzieci, w szczególności dla takich słodkich dziewczynek jak mała Lizzie, czy właśnie Tonks. A Eliabeth Lupin kocham całym sercem, właściwie nie pamiętam kiedy zrodziła się w mojej głowie, ale w tym momencie nie wyobrażam sobie mojego Remusa bez tej malutkiej, kochającej go ponad życie istotki ;)
Szczerze to ja TV również oglądam baaardzo rzadko, ale emisji HP nie mogłam sobie po prostu odpuścić (zwłaszcza mojego ukochanego Więźnia Azkabanu parę tygodni temu ^^) W moim przypadku całe Potteromaniactwo również zaczęło się od filmów i choć zawsze będę miała do nich jakiś sentyment to nawet nie ma co ich porównywać z twórczością pani Rowling. ^^ Magia po prostu ;)
(I tak, w kanonie faktycznie to Tonks znalazła Harrego w pociągu i zupełnie nie rozumiem po co to było zmieniać. Scenarzystów czasem nie idzie zrozumieć :D)
Hah, nie przejmuj się, ja też wiecznie gdzieś wybiegam poza temat i rozpisuje się o zupełnie innych rzeczach. Swoją drogą wspomniałaś o maturze, tegoroczna maturzystka czy nie? ^^ Jeśli tak, to witaj w klubie :P
Dziękuje za przemiły komentarz, oj tak trochę minie nim znów dojdę do wprawy w pisaniu, ale póki co nie zamierzam was opuszczać na tak długo. Za dobrze mi z wami ^^
Tobie również duuuużo weny :*
Szczerze? Nie będę się rozpisywać. Uff... Jak dobrze to z siebie wyrzucić! Długość tych komentarzy aż mnie onieśmieliła... Bardzo się cieszę, że już coś napisałaś, ale strasznie szkoda, że tak krótko! Nie pamiętam czy już wcześniej komentowałam jakiś Twój rozdział (swego czasu czytałam sporo blogów i nie zawsze wszystkie komentowałam), ale wiedz, że śledzę losy Suzie :)
OdpowiedzUsuńNie ma co się przejmować długością powyższych komentarzy ^^ Dziewczyny, już chyba tak mają i ja to rozumiem, bo sama czasem miewam skłonności do rozpisywania się :) Ale w końcu nie najważniejsza długość, a jakość komentarza ;) Powiem ci, że ja też się cieszę, że coś napisałam :D I cieszę się, że jesteś kolejną osobą, która pamięta o mnie i o mojej Suzie! <3 Dla takich osób warto pisać! :)
UsuńPozdrawiam :*
Rzadko czytam opowiadania, których akcja dzieje się za czasów Huncwotów, bo wiem, co się stanie potem, ale czasami trafi się taka perełka, którą po prostu przeczytać trzeba. Już uwielbiam to opowiadanie! Tym bardziej, że to nie kolejne opowiadanie o Lily i Jamesie. Uwielbiam czytać powiadania, w których autor tworzy własną postać. A Suzie jest świetna. A jej bracia...mmm. Oprócz Tommy'ego, oczywiście. Żeby się zadawać z taką Clarie. I współczuję Suze współlokatorek. Z całego serca.
OdpowiedzUsuńNie wspomniałam jeszcze, ale wprost uwielbiam twojego Remusa. Strasznie mało opowiadań, w których to on jest jednym z głównych bohaterów, a nie James, dlatego pochłaniałam każdą wzmiankę o nim. I też zawsze uważałam, że Remus i Syriusz mają rękę do dzieci. Po prostu, mają coś w sobie takiego...U Remusa to było widać w Więźniu, bo pomimo tego, że uczniowie się dowiedzieli, że ten jest wilkołakiem, nadal uważali go za najlepszego nauczyciela OPCM-u, jakiego mieli. O Syriusz nie wspomnę.
Mam nadzieję, że teraz szybciej uwiniesz się z kolejnym rozdziałem. Bo cię znajdę.
Pozdrawiam
[corka-huncwota]
PS. Tak długiego komentarza to chyba jeszcze nigdy w życiu nie dodałam ;). Czuj się wyróżniona.
A ja właśnie uwielbiam opowiadania z huncwotami, to moi ulubieniu bohaterowie (zwłaszcza Remus Lupin, ale tego chyba nie trudno się domyślić ^^) i niekoniecznie wiadomo jak skończy się ich historia. Wiele osób, robi jakąś alternatywę i na przykład nie zabija Potterów. Czy ja tak zrobię? Tego nie zdradze :D Jeśli dotrwam do końca to się przekonacie ^^ Cieszę się, że spodobało ci się moje opowiadanie. Kiedyś nawet tworzyłam historię Lily i Jima, ale to nie było dla mnie. Wolę moją Suzie ^^ (i jej braci oczywiście :D)
UsuńWłaśnie strasznie ubolewam, że ilość opowiadań w których Remus Lupin gra "pierwsze skrzypce" jak taka znikoma. Niektórzy wplatają go tylko gdzieś w tle, czytającego jakieś grube tomidło i myślą, że to wystarczy. A w końcu nie jest mniej wartościowszy niż Syriusz czy James.
I na pewno postaram się szybciej uwinąć z następnym rozdziałem ;) Dla takich czytelników jakich mam, po prostu muszę! <3
Pozdrawiam i ja ;*
PS. Oj tak, czuję się zaszczycona ^^
Hmm, podoba mi sie twój styl pisania, ogólnie opowiadanie wywarło na mnie dobre wrażenie. Czekam na nastepne czesci, i zapraszam do mnie, na psychologiczno-przygodową historie Moriego
OdpowiedzUsuńhttp://opowiadanie-hatredies.blogspot.com/
A ja czekam na wiadomość od Ciebie i się doczekać nie mogę ;P
OdpowiedzUsuńSkleroza nie boli niestety :D W końcu wysłałam, sprawdź pocztę ^^
UsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały, nadrobiłam stare zaległości i teraz z wielką niecierpliwością oczekuję na kolejną cześć. Bardzo mi się spodobała historia o Suzie, zwłaszcza że jest umiejscowiona w czasach Huncwotów. Ci trzej to moi ulubieńcy, dlatego zastanawiam się kiedy się znów pojawią. Serdecznie pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńProszę, pisz dalej.
OdpowiedzUsuńEnd.