Ci którzy czytali moje blogi wcześniej, wiedzą, że trzy poprzednie rozdziały plus prolog były już publikowane (a przynajmniej w podobnej wersji). Poniższym rozdziałem zaczynam W KOŃCU świeże i nowe rozdziały życia panny Abrams. Z góry uprzedzam, że troszkę wyszłam z wprawy, więc może poczekajcie dwa, trzy rozdziały, aż z powrotem wdrożę się w pisanie :)
-----------------------------------
Rozdział 4
Z dedykacją dla wszystkich którzy wciąż o mnie pamiętają, wciąż czytają historię Suzie Abrams i nie mają mnie jeszcze dość. KOCHAM WAS :*
Chyba
pierwszy raz w życiu cieszyłam się, że liczba dni dzieląca mnie od powrotu do
szkolnych murów malała z tak zawrotną prędkością. Po feralnym dniu na Pokątnej,
atmosfera w domu była - delikatnie powiedziawszy - „dziwna”. Wszyscy starali
się nie wspominać o tamtym wydarzeniu, jednakże z ich zachowania
wywnioskowałam, iż uważają, że to był dla mnie poważny „wstrząs emocjonalny”,
skutkiem czego należało się ze mną obchodzić jak z jajkiem. Na nic zdały się
moje zapewnienia, że najadłam się tylko strachu i czuję się wyśmienicie; ciotka
do rusz głaskała mnie po głowie, mrucząc „moje biedactwo”, Daniel co najmniej
pięć razy dziennie wypytywał o to jak się czuję, nie mówiąc już w ogóle o całej
reszcie rodziny, która w nie wiadomo jaki sposób o wszystkim się dowiedziała,
zasypując mnie stosem listów z zapytaniem o samopoczucie. Jedyny Tommy, prócz
niezwykle sympatycznego jak na niego: „Cieszę się, że żyjesz, bo nie miałbym
kogo dręczyć”, dał mi spokój, za co mu byłam naprawdę wdzięczna.
Patrząc
więc, na kalendarz przymocowany do ściany, z ulgą przyjęłam fakt, że został
tylko do przeżycia Sylwester i będzie można wrócić do Hogwartu. No właśnie…
Sylwester. Niestety, nie udało się wrócić do pierwotnego planu, jakim była
spokojna domówka. Szykowała się wielka impreza z litrami alkoholu, głośną
muzyką i ludźmi, których nie znałam. Oczywiści nie mogłam się jej doczekać.
Tommy
najwyraźniej również.
Od
samego rana (a warto zauważyć, że w przypadku Toma jest to godzina dwunasta w
południe) wraz z dwójką swoich przyjaciół, a także Alanem i Danielem – który ku
mojemu oburzeniu przeszedł na ciemną stronę mocy - zajmował się zmienianiem
naszego domu w najznakomitszy klub, jaki tylko można było sobie zamarzyć.
Kanapy zostały zsunięte, odsłaniając parkiet do tańczenia, pod jedną ścianą stanął
potężny sprzęt grający, zaś pod drugą bufet z przekąskami. Dziękowałam tylko w
duchu za to, że któryś z braci – raczej nie Tommy – zachował trzeźwość umysłu i
wszystkie łatwo tłukące się rzeczy zostały obłożone specjalnym zaklęciem
bezpieczeństwa. Bałam się tego, jakie skutki mogła mieć ta impreza. Ale cóż, ja
nie miałam na nic wpływu. Tom rzucił tylko: „Oczywiście jesteś zaproszona na
imprezę, Suze” – co było według niego bardzo zabawne - i więcej na ten temat ze
mną nie rozmawiano.
A
im bliżej było początku imprezy, tym mój entuzjazm wcale nie rósł. Wręcz
przeciwnie. Nie podobało mi się to coraz bardziej, zwłaszcza jak zobaczyłam
ilości alkoholu, które przytransportowali chłopcy.
-
Czy wy w ogóle planuje wytrwać do tej północy? – zapytałam z powątpiewaniem ze
swojego miejsca, z którego obserwowałam wszystkie ich poczynania. Już od samego
początku tych przygotowań, stanowczo obwieściłam, że nie biorę w nich udziału.
Skoro oni zburzyli projekt mojej domówki, ja nie zamierzałam przykładać ręki do
ich imprezy. Więc teraz, siedząc na schodach prowadzących na piętro, zajmowałam
się tak prozaiczną czynnością jak malowanie paznokci. („Lakiery IDEALNY PAZUR! Dzięki nim, twoje paznokcie nigdy nie będą
nie-idealne! Koniec z pomalowanymi skórkami! Koniec z długim wysychaniem! Z
IDEALNYM PAZUREM każda czarownica może mieć IDEALNE pazurki!”)
-
Kobieto, ty jeszcze nie wiesz na co nas stać! – Roześmiał się Alan, wyciągając
na stół kolejne butelki Ognistej. Razem z Whisky znajdowały się tam też
monstrualne ilości Rumu Porzeczkowego, Piekielnego Piwka i jakiś mugolskich
specjałów. No i oczywiście bez procentowe soki i napoje gazowane.
-
Ale nie wiem czy chce wiedzieć – mruknęłam odrywając wzrok od napoi. Oparłam
brodę na ręce i przesunęłam znudzone spojrzenie na drzwi wejściowe, w których
właśnie pojawił się Daniel z kolejnym pudłem alkoholu oraz…
-
Nie no, wy też?! – jęknęłam, zrywając się na nogi i podchodząc do Kevina i
Vivienne, którzy pojawili się za Danem. Miałam nadzieję, że chociaż oni są na
tyle dorośli by wymigać się od tej imprezy.
Viv
zachichotała, a Kev uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
-
Cóż poradzić siostrzyczko, szykuje się niezła imprezka.
Wzniosłam
oczy ku niebu, lecz nagle coś zaświtało mi w głowie i przeniosłam spojrzenie na
szwagierkę.
-
Nie potrzebujecie może opieki do dzieci? – zapytałam z nadzieją, robiąc przy
tym najbardziej błagalną minę na jaką mnie było stać. Dziewczyna roześmiała się
jednak tylko i pokręciła głową.
-
Dzieciaki są z moim bratem, Su.
Skrzywiłam
się, na co Vivienne przygarnęła mnie do swojego boku i cmoknęła w czubek głowy.
Uwielbiała mnie tulić i często to robiła. Zresztą, jak tylko pojawiła się w
moim życiu, to bardzo szybko znalazłyśmy wspólny język. Sama wychowywała się
bez matki i nie miała siostry, więc bardzo często porywała mnie na takie,
typowo „babskie” wypady. Nie powiem żeby mi, posiadaczce czwórki braci, to
jakoś szczególnie przeszkadzało.
-
Przestań jęczeć, kochanie. Możesz wykrzesać w sobie trochę entuzjazmu?
Zapowiada się, że to będzie naprawdę świetna zabawa!
-
Łuhu! – wykrzyknęłam i klasnęłam w ręce z udawanym entuzjazmem. – Hałaśliwa
muzyka i grupa pijanych dzieciaków demolujących nasz dom, już nie mogę się
doczekać – odparłam sarkastycznie.
-
No widzisz, jak chcesz to potrafisz. – Vivienne roześmiała się, na co tylko
skrzywiłam się powtórnie. – Tylko wiesz – zmierzyła mnie spojrzeniem - ja radziłabym ci się już szykować, za chwile
dom będzie pełny gości.
Zmarszczyłam
brwi i spojrzałam na swój strój składający się z prostych, ciemnych dżinsów,
czarną tuniki i balerinek, po czym przeniosłam spojrzenie na przyjaciółkę.
-
Ale co jest złego w tych ubraniach?
Vivienne
zacmokała z dezaprobatą, a Kevin roześmiał się. Wiedziałam, że do niczego
dobrego to nie prowadziło. Nie myliłam się. Dziewczyna chwyciła mnie za rękę i zaczęłam
ciągnąć na piętro, nie zważając na moje protesty.
-
Za chwilę wrócę, Kev. Zrobię tylko waszą siostrę na bóstwo – rzuciła jeszcze
przez ramię do męża i zniknęłyśmy w moim pokoju. Chyba w tym momencie byłam
zdana na łaskę – albo niełaskę – Vivienne Abrams.
Okazało się, że co do tego jak miała
wyglądać ta impreza, bardzo się nie pomyliłam. Wystarczyło pół godziny, by
zobaczyć pierwszych wstawionych. Ale Vivienne miała racje. Kiedy pojawiłyśmy
się z powrotem na dole – tuż po tym jak wcisnęła mnie w jedną, z wygrzebanych z
mojej szafy sukienek: czerwoną i bardzo krótką, którą w gruncie rzeczy kiedyś
sama mi wybrała – po salonie kręciło się już mnóstwo osób. Nim się obejrzałam,
moja szwagierka zniknęła gdzieś ze swoim mężem, a mnie został wciśnięty do rąk
plastikowy kubek z jakąś podejrzaną cieczą. Nie byłam pewna, co to takiego
było, jednakże nie miałam wątpliwości, że wykonawcą tego drinku był Tommy.
Wystarczył jeden łyk, a oczy niemal wyszły mi z orbit, zalewając się łzami, a
język dziwnie zdrętwiał. Potrzebowałam
pięciu szklanek wody, by pozbyć się tego okropnego smaku. Na dalszą część
imprezy zapatrzyłam się więc w bezpieczne Kremowe i ukryłam w moim stałym
miejscu, czyli schodach prowadzących na piętro. Miałam stamtąd idealny widok na
wszystkich imprezujących, jednocześnie będąc pewna, że kolejny podpity kumpel mojego
brata nie obleje mnie Ognistą – co w ciągu pierwszych dwóch godzin imprezy
zdarzyło się już dwukrotnie.
Zawsze
lubiłam obserwować ludzi. Patrzeć na ich gesty, mimikę, na to jak się
zachowują. A czasem nawet, wyobrażać sobie co myślą i czują. Miałam to od
dawna. Pamiętałam, jak będąc dzieckiem, potrafiłam siadać przy oknie w kawiarni
cioci Dumas i godzinami przyglądać się przechodniom. Nie mam pojęcia skąd mi
się to wzięło.
Wiec,
kiedy tak przesuwałam wzrokiem po parkiecie i tańczących parach, szukając
jakiegoś ciekawego obiektu obserwacji, mą uwagę przykuł Daniel. Biedak nie
umiał tańczyć i jego ruchy były dziwnie pokraczne, jednakże nie mógł odpędzić
się od partnerek. Wirował w takt muzyki, co rusz zmieniając towarzyszki, które
uroczo chichocząc kokietowały go, posyłały uwodzicielskie uśmiechy i
rozanielone spojrzenia. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu na ten widok, chociaż
nie miałam się czemu dziwić. Daniel był uroczy i pociągał dziewczyny, nawet bez
zdolności w tańcu.
-
Cześć! – Ciemnowłosy chłopak zmaterializował się nagle tuż przede mną.
Zdezorientowana zamrugałam kilkakrotnie, przyglądając się jego twarzy, jednak
nie wydała mi się znajoma. Był wysoki i kościsty. Szara koszula w kratę wisiała
na nim jak na wieszaku. Cała jego buzia obsiana była piegami, a kręcone, stanowczo
za długie włosy, sterczały mu na wszystkie strony. Cóż, zdecydowanie nie był
zbyt urodziwy, ale nie miałam zwyczaju oceniać ludzi po wyglądzie.
-
Eee… cześć – odpowiedziałam wahając się. Przygryzłam niepewnie wargę. Nie
znałam jego imienia. A powinnam? Nie miałam pojęcia. Nie wydawało mi się, żebym
chodziła z nim do klasy, a na kumpla Tommy’ego to on nie wyglądał.
Chłopak
błysnął śnieżnobiałymi i idealnie prostymi zębami, i zakołysał się na piętach. Cóż,
dobra, przynajmniej uśmiech miał zniewalający.
-
Jestem Adam. Adam Greyson – przedstawił się i wyciągnął w moją stronę kościstą dłoń
z nienaturalnie długimi palcami. Uścisnęłam ją, starając się nie skrzywić kiedy
jego mokra, mocno spocona skóra dotknęła mojej. Dobra, czego ten chłopak chce?
Tańczyć nie zamierzam, więc niech sobie to od razu wybije z głowy.
-
Suzie Abrams, miło mi. – Uśmiechnęłam się przyjacielsko i kontynuowałam picie
swojego drinka, chłopak zaś odchrząknął nerwowo i podrapał się po głowie.
-
Eee… to twój dom, tak? – zapytał przesuwając spojrzeniem po pobliskich
ścianach. Powędrowałam za jego spojrzeniem i dopiero teraz spostrzegłam, że
fotografie wiszące nad schodami zniknęły. No jasne, to było to przewidzenia. Tommy
przecież nie mógł pozwolić, aby koledzy zobaczyli jego zdjęcia w pieluszkach,
czy z aparatem ortodontycznym na zębach.
-
Tak to mój dom. To impreza moich braci – wyjaśniłam, starając mówić szybko i
prosto. Nie chciałam go spławiać, ale naprawdę nie widziałam sensu dalszego
prowadzenia tej rozmowy.
Przez
chwilę oboje milczeliśmy, dopóki Adam nie zadał kolejnego pytania:
-
Jesteś siostrą Toma?
Zmarszczyłam
brwi i pokiwałam głową.
A
czy ja właśnie przed chwilą nie powiedziałam, że to impreza moich braci? Więc
czy to nie logiczne, że Tom i ja to rodzeństwo?
Adam
niespokojnie wyginał palce i uciekał spojrzeniem na boki, wyglądał jakby czymś
się bardzo denerwował. Czy ja naprawdę
odstraszam chłopaków? Nawet tych mało urodziwych i nieco dziwnych? Po prostu
pięknie.
-
Tak, jestem jego siostrą. Chodzisz z nim do klasy?
-
Niee… jestem z Ravenclawu, z piątego roku.
Kiwnęłam
głową i uśmiechnęłam się, zachęcając go do kontynuowania. Ta rozmowa musiała w
końcu do czegoś zmierzać. Prawda?
-
Eee… to może, chcesz zatańczyć? – Kiwnął głową w stronę parkietu na którym
tańczono właśnie jakiś małpi taniec. Skrzywiłam się i przygryzłam wargę,
patrząc na niego przepraszająco.
-
Wybacz, ale ja… raczej nie tańczę. – Potarłam niespokojnie nogę, obserwując jego
reakcję. Naprawdę nie chciałam go urazić, ale ja, moje nieskoordynowane ruchy i
taniec to naprawdę nie było dobre połączenie.
-
No wiesz, ja właściwie też. Zawsze depczę dziewczynom nogi. – Zachichotał
nerwowo, na co odpowiedziałam wymuszonym uśmiechem.
-
Adam, wiesz, jesteś bardzo miły i w ogóle… - Wstałam, a jako, że miałam buty na
obcasie (które oczywiście wcisnęła na mnie Vivienne!), a do tego on stał na
niższym stopniu byliśmy wyjątkowo prawie równi. – Ale ja już chyba muszę iść.
Miałam
zamiar odejść, ale złapał mnie za rękę.
Zaskoczona
odwróciłam się w jego stronę, a wtedy on speszony puścił moje ramię.
-
Czekaj! Przepraszam, wiem, że to może głupie i w ogóle, ale chodzi o to, że ty
jesteś taka śliczna, tak ładnie pachniesz i w ogóle jesteś taka super… - mówił
coraz szybciej, coraz bardziej zdenerwowany, a ja byłam jeszcze bardziej
zdezorientowana. O co mu chodziło? – A ja założyłem się o coś z kolegami, stoją
tam gdzieś za nami… - Spojrzałam za niego i dostrzegłam trójkę pryszczatych i
szpakowatych chłopaków, tak bardzo podobnych do Adama. No pięknie. – No bo
wiesz, oni mnie uważają za ofermę i w ogóle, nie wierzyli, że do ciebie podejdę
i…
-
Adam zwolnij! – przerwałam mu, uśmiechając się dobrodusznie. Pięknie. Czemu do
mnie nie mogą zagadywać jacyś normalni faceci. No czemu?
Greyson
westchnął głośno i uciekając ode mnie wzrokiem, kontynuował:
-
No wiesz, chodzi o to, że ja się założyłem z nimi, że… że cię… - przełknął
ślinę i dopiero wtedy spojrzał na mnie. – że cię pocałuję.
Merlinie,
czy wszystkim się przytrafiają takie rzeczy, czy tylko ja mam takie szczęście? Oj tak, owszem, jestem z
natury dzieckiem nieszczęścia. Ciągle się potykam, z czegoś spadam, albo coś
zrzucam. Jestem tak niezdarna, że potrafię się przewrócić na prostej drodze... ale
takie rzeczy to mi się jeszcze nie zdarzały.
-
Rozumiem, rozumiem… przecież ty nie chciałabyś pocałować kogoś takiego jak ja.
Jestem tylko pryszczatym kujonem, do tego młodszym od ciebie i… - kontynuował,
nim zdążyłam choćby powiedzieć słowo. Mówił tak szybko, że z coraz większym
trudem, szło mi wychwycenie poszczególnych słów.
Nie
wiem co mi strzeliło do głowy. Może to przez alkohol szumiący mi w głowie, albo
przez to, że mało ostatnio nie zginęłam, ale coś mnie tchnęło. To był taki
impuls. Rozejrzałam się w około, a upewniona, że żaden z moich braci nie patrzy
– nie daliby mi potem żyć – nachyliłam się i delikatnie musnęłam jego usta, tym
samym przerywając jego monolog.
Obym
tylko potem tego nie żałowała.
-
Łał – jęknął Adam, kiedy odsunęłam się od niego.
Świetnie.
Zamiast całować jakiegoś czarującego przystojniaka, spełniam właśnie marzenie
jakiegoś dzieciaka. Moje życie jest po prostu cudowne, nie ma co.
-
Jesteś mi coś winny – wyszeptałam mu do ucha i zostawiając go samego na
schodach odeszłam w stronę bufetu. Musiałam zapić to moje koszmarne życie i to
jak najszybciej.
Whisky
z sokiem to było to, czego potrzebowałam. Niestety dostanie się do stolika z
alkoholem w tym momencie graniczyło z cudem, bowiem jakimś idiotom zebrało się
na zawody. W czym? Oczywiście w piciu Ognistej na czas. Słyszałam tylko jak
ktoś odlicza od trzech w dół, a potem skandowanie widowni, składającej się
głównie z tych „słodkich”, wiecznie rozchichotanych dziewcząt i największych
osiłków. Cóż, nie byłabym zdziwiona jakby jednym z zawodników był Tommy.
Oparłam
się więc o pobliską ścianę, z nadzieją, że za chwilę się rozejdą.
-
Cześć! – Czyjś głos wyrwał mnie z bezmyślnego wgapiania się w rozwrzeszczany
tłum. Podniosłam głowę i ujrzałam sympatyczny uśmiech Remusa Lupina. Dobra, moje
życie może nie jest tak koszmarne, skoro właśnie odezwał się do mnie jeden z
legendarnych Huncwotów. Chociaż w rzeczy samej to też było raczej nietypowe. –
Dobrze się bawisz?
Wyprostowałam
się i odpowiedziałam mu uśmiechem, nerwowo zakładając włosy za ucho. Nie znałam
Remusa za dobrze, ale już go lubiłam. Był sympatyczny i czarujący, a do tego
piekielnie inteligentny – jak przekonałam się na lekcjach w Hogwarcie – i bardzo
przystojny. A dzisiaj, w jasnych dżinsach i kremowej koszuli podkreślającej
kolor jego niesamowitych oczu, prezentował się po prostu znakomicie.
-
Cześć. – Spojrzałam na skandujący tłum, gdzie właśnie okrzykiwano zwycięzcę
zawodów. - Nie najgorzej – odparłam nie do końca zgodnie z prawdą.
Lupin
najwyraźniej zauważył jak krzywię się na widok tego całego zamieszania, bo
zaśmiał się cicho. A warto zauważyć, że był to bardzo przyjemny dźwięk.
-
Oj, chyba nie bardzo.
Spojrzałam
na niego, zdając sobie sprawę, że jak się uśmiecha to śmieją się też jego oczy,
w kącikach których robią mu się urzekające zmarszczki. Czy może być coś
bardziej uroczego?
-
W sumie tak. Nie bardzo kręcą mnie takie imprezy. A ty? Dobrze się bawisz?
Nie
zdążył odpowiedzieć, bowiem zbiegowisko zaczęło się rozchodzić i na Lupina
rzucił się zataczając Syriusz Black. Najpierw jeden Huncwot, teraz drugi. To
chyba mój szczęśliwy dzień.
-
Słyszałeś Luniak? Wygrałem! – wykrzyknął, opierając się na ramionach
przyjaciela. Z daleko widać było, że w zbyt ciekawym stanie to on nie jest.
-
Jesteś najlepszy w upijaniu się, Łapo. Świetne osiągnięcie – odparł ironicznie
Lupin, jednocześnie zdejmując z siebie Syriusza. Chłopak czknął głośno, a
spojrzenie jego stalowych, nieco już zamglonych i półprzytomnych oczu spoczęło
na mnie.
-
Ups, przepraszam madame. Nie
zauważyłem cię. A gdybym cię zauważył z pewnością nie zajmowałbym się jakimś
Lunatykiem. – Język mu się plątał i mówił trochę niewyraźnie, więc jak to było
możliwe, że wciąż był taki uroczy? To chyba właśnie ten znany na całą szkołę czar
Blacka. W końcu już jakieś dziewczyny przyglądały mi się z rządzą mordu w
oczach i to tylko dlatego, że sławny Syriusz Black zwrócił na mnie uwagę. W
gruncie rzeczy też byłam tym zdziwiona.
Black
wymamrotał coś do Remusa, czego najwyraźniej nawet ten nie zrozumiał, po czym
odrywając się w końcu od przyjaciela, zataczając rzucił się w moją stronę.
Zdezorientowana odruchowo go złapałam, nie było to jednak potrzebne, bo jakoś
udało mu się ustać na nogach. O dziwo!
-
Wiesz Suzie… - Kolejne czknięcie, a jego ręka ląduje na moim ramieniu.
Do
moich nozdrzy doszedł silny zapach jakiejś ładnej wody kolońskiej, jednakże
wymieszana z odorem alkoholu i potu nie dawała dobrego efektu. – Ty jesteś taka
fajna… a do tego prześliczna. Wyglądasz jak anioł, wiesz…
-Z
niego to już chyba dziś nic nie będzie – mruknął Lupin, ściągając Syriusza z
moich ramion i sadzając go na podłodze pod ścianą. – Zostaniesz z nim chwilkę?
Znajdę tylko Jamesa i zaraz go zabierzemy.
Kiwnęłam
głową i kucnęłam koło ledwo przytomnego Blacka, mamroczącego coś o pięknie
moich oczu. Dobra, Syriusz Black wychwalający moją urodę to nie jest to, co
można usłyszeć na co dzień.
-
Wiesz powinniśmy się kiedyś spotkać, ty i ja. My razem… Dlaczego jeszcze tego
nie zrobiliśmy? No dlaczego? Zapraszam cię na randkę – wymamrotał, znów
obejmując mnie ramieniem. Zachichotałam i pokiwałam głową, jednocześnie
popychając go na jego miejsce na podłodze. Opadł na nie i czknął powtórnie,
zamykając oczy.
-
Mówię serio, Suzie… Musimy iść na randkę – dopowiedział, uchylając jedną
powiekę. – Jakaś kawa może? Lubisz kawę? Ja lubię kawę… albo może co innego?
-
Porozmawiamy o tym jak wytrzeźwiejesz – odpowiedziałam ze śmiechem. Na
szczęście Remus, pojawiający się wraz z kolejnym z Huncwotów: Jamesem Potterem –
wesołym okularnikiem o wiecznie rozczochranych włosach - powstrzymali Blacka od
dalszych wywodów. Szybko go podnieśli i założyli sobie na ramiona.
-
Mam nadzieje, że nie nagadał ci jakiś strasznych głupot? – zapytał Remus
uśmiechając się lekko. Potrząsnęłam głową i zachichotałam, spoglądając na
prawie nie przytomnego Blacka. Jego włosy sterczały w dzikim nieładzie, a na
policzkach miał rumieńce. Oj tak, nawet taki zalany w trupa, był czarujący.
-
Nie, nie było tak źle. Chociaż bałam się, że może skończyć się oświadczynami, a
wtedy to byłabym zamordowana przez jego dzikie fanki.
Chłopcy
roześmiali się, a ja tylko uśmiechnęłam się wesoło.
-
Cóż, Syriusz lubi pić, ale niestety zawsze zapomina, że ma bardzo słabą głowę –
wyjaśnił James, co skwitowałam śmiechem. – Trzeba tego Casanovę przetransportować do domu. No to co, do zobaczenia w
Hogwarcie, Suzie! – zawołał James.
-
Do zobaczenia.
-
Szczęśliwego Nowego Roku – dorzucił Remus, a ja uśmiechnęłam się w jego
kierunku. I uśmiechałam się jeszcze długo po tym jak zniknęli za drzwiami.
--------------------------------
Witajcie kochani :)
Wiecie co? Gdybym ja miała być swoim czytelnikiem, to z pewnością miałabym już dość. Ile można! Przez chwilę jestem, potem znikam na kilka miesięcy i znów się pojawiam z nowym zapałem. Aż się boję liczyć który to już raz tak jest. Ale ja już chyba tak mam. Kilka tygodni pociągu do blogów, fan ficków, Huncwotów… potem entuzjazm opada, by po kilku miesiącach wrócić ze zdwojoną siłą. Jeśli nie macie mnie jeszcze dość, to szczerze gratuluje :P
W każdym razie jeśli chodzi o notkę, to cóż mogę powiedzieć; troszkę wyszłam z wprawy. Miałam długą przerwę w pisaniu, więc mam nadzieje, że mi wybaczycie. Liczę, że dwie, trzy notki i znów się wdrożę.
No i jak zdążyliście zauważyć przeniosłam się na blogspota. Onet doprowadzał mnie już do szału, zwłaszcza tym co robił z notkami po wstawieniu (brak akapitów, justowania), tutaj nie mam z tym problemów, chociaż pole do popisu z szablonami mam duuuużo mniejsze. Żeby stworzyć coś naprawdę ciekawego potrzebna jest znajomość HTMLu, której póki co nie posiadam. Ale może to i dobrze. Przestanę w końcu bawić się szablonami na bloga i zabiorę się za pisanie ;)
Mam nadzieję tylko, że wam, moim czytelnikom, ta zmiana nie będzie jakoś bardzo przeszkadzać.
Uprzedzam jeszcze, że szablon i podstrony są jeszcze w fazie tworzenia, więc zaglądajcie na dniach, bo może coś uleć zmianie. ;)
Pozdrawiam serdecznie tych którzy jeszcze o mnie pamiętają.
XoXo
Izulkowa
PS. BARDZO WAŻNE! Trochę mnie nie było i teraz nie wiem kogo mam informować. Trochę osób poznikało z blogowego świata (nad czym ubolewam, bo mało jest teraz ciekawych blogów Potterowskich :( ) a i może nie chcecie już być informowani. Proszę więc by WSZYSCY chętni do tego bym ich informowała, wpisali się do SUBSKRYPCJI (link u góry).
PS2. Dalej szukam BETY! :P
Uuu... I like it.! Wydaje mi się, że raczej nie wyszłaś z wprawy. Kocham. Po prostu KOCHAM Huncwotów.!! Już nie mogę się doczekać następnej notki.!!-ŻałobaNieBoli
OdpowiedzUsuńDziękuje :) Ja też KOCHAM Huncwotów, nie wyobrażam sobie bez nich świata HP :) Do następnej. Pozdrawiam :*
Usuńkochamkochamkochamkochamkocham
OdpowiedzUsuńHah :) To miło ;) A jeszcze milej byłoby jakbym wiedziała kim jesteś :)
UsuńDziękuję za komentarz u mnie, fajnie jest wiedzieć, że ktoś jeszcze czyta czasem to moje opowiadanie. A nawet uważa je za nie najgorsze. :)
OdpowiedzUsuńTwoje przeczytałam jednym tchem, jest cudowne. Dialogi i opisy są w idealnych proporcjach, czyta się niezwykle płynnie.
Świetnie przedstawiłaś pijanego Syriusza, a Remus to sama słodycz. Nie da się ich nie pokochać. :) Żałuję trochę, że tak mało Jamesa, ale i tak to jedno jego zdanie podbiło moje serce.
Co do opadającego i powracającego entuzjazmu to coś o tym wiem. Właściwie, to wiem o tym bardzo dużo i zupełnie rozumiem.
Pozdrawiam!
Czytam, czytam... a nawet wielbię! :P Zwłaszcza że jesteś jedną z nielicznych osób które jeszcze piszą blogi o HP. ;) I nawet nie wiesz jak mi miło, że tobie również podoba się moje skromne opowiadanko :P Mam nadzieje, że entuzjazm zagości u mnie na dłużej, bo nie wyobrażam sobie nie skończyć w końcu tej historii :)
UsuńU mnie nowy rozdział. Zapraszam. :)
OdpowiedzUsuńŚwietne. Naprawdę! I ty śmiesz twierdzić że wyszłaś z wprawy. Nonsens. Jestem ciekawa w którym z chłopców zakocha się Suzie. Więc ja cię proszę abyś mnie informowała na blogu http://skarb-severusa-snapea.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńJa wiecznie twierdzę że wyszłam z wprawy i w ogóle jestem osobą która wiecznie narzeka, więc mną nie należy się przejmować :P A który z chłopców zakocha się w Suzie... cóż, chyba większośc już zna odpowiedź na to pytanie :P Pozdrawiam serdecznie :*
UsuńJestem! W końcu! Myślałam, że się nie doczekam!
OdpowiedzUsuńSkomentuję jutro, ale... Boziu, jak wspaniale widzieć KOLEJNY rozdział! Wielbię Cię! <33
PS Jakby co (bo nie wiem, czy na gadu dotarło) na Evening Falls ukazała się trójeczka, a na Kropla Cynizmu - coś nowego! :*
UsuńTeż się cieszę że w końcu jesteś :) W końcu ja też cię wielbię:* :*
UsuńPołączenie Huncwotów i domówki jak najbardziej udane ;) To miła odmiana, bo do tej pory raczej występowali jedynie na imprezach urządzonych przez nich samych w Howgarcie.
OdpowiedzUsuńNiesamowicie zazdorszczę Ci zdolności prowadzenia tak lekkiej i wiarygodnej narracji. Naprawdę, przez tak długą nieobecność moją i Twoją zdążyłam już zapomnieć, jak szybko i przyjemnie czyta się relacje/wspomnienia Suzie :D Mam nadzieję, że tym razem nie znikniesz na kolejnych kilka miesięcy i że już w najbliższych dniach uraczysz nas kolejnym rozdziałem :)
W końcu Huncwoci i impreza to nieodłączny element :P I nawet nie wiesz jak mi miło jak czytam takie komentarze. Sama często (baaardzo często) wątpie w swoje zdolności do pisania opowiadania, a gdy ktoś mi tak słodzi... to jak ja mam was opuścić? :) JA również mam nadzieje że nie zniknę na kolejne miesiące, chociaż pisania ostatnio idzie mi opornie... ale jestem i niedlugo cośwstawię, obiecuje :) Pozdrawiam ;*
UsuńMasz dość czekania na ocenę w ponurych, ciemnych i smutnych korytarzach kolejnych ocenialni? W Gaolu czeka na Ciebie przytulny ciepły kąt, gdzie przy okazji możesz dowiedzieć się, co ludzie sądzą o Twoim blogu! Dodatkowo Gaol zapewni wysokie warunki sanitarne, najlepszej jakości ciasta pani Basi z komisariatowej kawiarenki i przyjemne lektury w postaci wywiadów z personelem. Grzechem byłoby nie skorzystać z mądrej, konstruktywnej krytyki, czyż nie?
OdpowiedzUsuń[www.gaol.blog.onet.pl]
(Jeżeli w jakikolwiek sposób treść tego komentarza uraziła Cię, bądź nie tolerujesz reklam ocenialni, usuń go)
Tu nic nie ma, a u mnie rozdział, zapraszam - http://magiczne-szepty.blog.onet.pl :))
OdpowiedzUsuńNie wiem wprawdzie, czy Cię to interesuje, ale jednak poinformuję, że postanowiłam przenieść się na blogspot.com, tak jak wielu ostatnio. ;) Dlatego zamiast na malowane-szeptem, pragnę zaprosić na porcelanowa-marionetka.blogspot.com, gdzie będę kontynuowała.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
PS A tu czemu tak cicho? ^^